Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

łoży obok tego pierwszego, drugi kamień... rozumiesz?
— Rozumiem!
— Ale tylko jeden, nie więcej!
— Rozumiem, ale jakiż cel tego?
— Nie pytaj! — odpowiedział święty i zatopił się znowu w modlitwie.
Pewnego ranka, kiedy uczeń spał jeszcze, zmarł święty mąż. Ale nie upadł na ziemię. Za łaską boską stało się, że trwał dalej, stojąc...
Oto wszystko moi mili, co wam mogę powiedzieć, — kończył starzec — Od czasu onego przeminęły tysiączne lata. Nie wiem sam naturalnie, gdzie kończy się legenda, a zaczyna prawda oczywista. Jestto niepodobieństwem. Objawiłem wam naukę i spełniłem swoją powinność. Szczęśliwi, którzy zrozumieli.
Podczas gdy mówił zbliżali się doń pielgrzymi coraz to bardziej. Uczynił się ścisk. Wszyscy przelewali łzy radości, niektórzy całowali rąbek jego szaty, inni kamienie ołtarza i czarne drzewo słupa.
Człowiek z toporem był także wzruszony. Nie mógł się temu oprzeć. Po chwili jednak zbliżył się do starca i powiedział stłumionym głosem:
— Czcigodny ojcze! Muszę ci coś ważnego objawić. Posłyszałem bardzo złowrogie i groźne rzeczy, podczas gdy spałeś.