— Ludzie uczynią, jak mówi nauka, nauka, którą słyszałeś, jak inni. Czyż zrozumiałeś moje słowa? Dziwny z ciebie człowiek! Czyż nie ubiegasz się o szczęście, jak ci wszyscy?
— Spełnienie obowiązku... oto moje szczęście! wykrzyknął dumnie.
— To samo czuję i ja! — zgodził się starzec.
— Źle spełniasz swój obowiązek, ojcze czcigodny! — powiedział twardo Człowiek z toporem.
— Źle! — zdziwił się.
— Powinien byś ochronić tych ludzi od mąk, które płyną ze złego zrozumienia symbolu! Obowiązkiem twym jest powiedzieć im, że treść nie kryje się z formą, że nauki nie trzeba brać formalnie, ale wniknąć w jej treść prawdziwą... powinieneś... powinieneś... bo ja wiem, powinieneś ich ocalić...
— Nie rozumiem cię drogi synu! — rzekł starzec — Wszakże wszystko to powiedziałem ludziom i powtarzam ciągle...
— Drogowskaz, czy rzecz którą za niego biorą, to jakaś poczwarna ironiczna pomyłka, ohydna maska szlachetnej nauki, grymas wstrętny...
— Widzę, że nie zrozumiałeś nauki! I ty jej nie zrozumiałeś. Powtarzam: szczęśliwi, którzy zrozumieli. A inni... inni pójdą i wró-
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.