cą... będą wracać, aż zrozumią. Tak powiedział Stwórca świata.
— Ale te męki...
— Są one częścią nieodłączną nauki. Zło jest jednocześnie głupiem. Mniema, że zdolne uczynić coś przeciw dobru... Nie! To nieprawda, on jest bezsilne... bezsilne, choć prędkie porywcze i łudzące pozorami. Ale dosyć tego...
Odwrócił się od niego.
— Słowo... jedno słowo tylko! — zawołał Człowiek z toporem.
— Mów... ale prędko!
— Kiedyż ludzie zrozumieją nareszcie?
Starzec zwrócił się doń i objął go miłosnem spojrzeniem.
— Synu... synu drogi! — zawołał — Mówisz, jak ongiś mówił święty mąż.
— Odpowiedz! — zawołał.
— Onego dnia, gdy zgromadzone pod drogowskazem kamienie, zakryją go — odparł uroczyście.
Zwrócił się ku pielgrzymom.
Tymczasem utworzyła się znowu procesya i zabrzmiał śpiew chóralny. Ludzie, płacząc ze wzruszenia, z oczyma zawieszonemi na sklepie-
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.