Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

— co możemy tam zobaczyć... tam... wiesz pan? Mów pan do ucha.
— Nie wiem.
— To, wiem i ja. Ale co panu powiada nauka?
— Nie jestem uczonym.
— Inteligencya... zdrowy rozum... przeczucie? Co powiadają?
— Że możemy ujrzyć tam albo rzecz pomyślną, zgodną z naszymi tęsknotami...
— Albo zaprzeczenie ich i tragedyę ostatnią... tak?
— Tak jest. Albo nic. Poprostu coś, co z nami niema nic wspólnego.
— Jakto? Nic wspólnego? Więc bezcelowemi byłyby te tęsknoty odwieczne...
— Przedewszystkiem nie są odwieczne, a powtóre kwestya celu, jest jeno zbyt pośpiesznem uogólnieniem faktów zaobserwowanych w życiu osobniczem. Nie da się zaś zastosować do wielkich kwestyj bytu.
— Słuchajcie! Słuchajcie! — rozległo się wołanie. — Dwaj mędrcy się zeszli i rozważają nasze przeznaczenie.
— Jakto, nie są odwieczne? — dziwił się sąsiad z lewej strony.
— Nie. Tak mówi zoologia.