Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.
ŚWIT.

Ciemno. Wysoko, na gankach, nad przepaścią podwórza miejskiego zawieszonych jedne nad drugimi, za dnia snują się codzienności, dudniąc obcasami, szmer spodnic dolata stamtąd... Teraz cicho. Deski tylko tu i ówdzie rozsunięte, tak, iż z dołu widzisz przez szpary niebo, a w dzień, idąc gankiem, patrzysz ze strachem wprost w kałużę, nisko pod tobą na ziemi.
Ciemno. Nie głosi życia ruch ni szmer ciągły, który jest za dnia bytu znamieniem... ciemno, czerń zaś ta zda się, leży wpost na piersiach twoich, jak ziemia na rzuconym w dół i zasypanym psie bezpańskim.
Ciemno. Nie wybiła godzina wstawania nowych radości, a czarność leczy rany wczorajsze... chowa pomarłe stworzenia... dobra jest bowiem dla tych, co już wyrośli z pod opieki słońca... dojrzeli do WIELKIEJ PODRÓŻY.
Ciemno. Ale choć oczom, co mają po ziemi szukać swych pożytków... uciech... i miłości, światła za mało, patrzmy, czy na bezjawej pustaci nie zalśni tu kędyś ślad PRZEWODNIKA,