Więc pewnie, gdy noc już świat makiem posiała,
Gdy dźwiga się miesiąc obtopiony mgłą,
Wśród mchów tu gromadka tańczy rozszalała
Dziwożon, przez których przezroczyste ciała,
Gdzieś w zmroku, gdzieś w czarnym, blade gwiazdy drżą.
W tych tajemnic głębiach wzrok rozkosznie mierzchnie,
Ich błyskiem rażony gdzieś aż w duszy rdzeń.
Lecz biada, gdy z srebrnej mgły, przez tkanki zwierzchnie
W brzask zorzy spójrzawszy, świat się ten rozpierzchnie
Wśród odpływających czarodziejskich brzmień
Ach! nie; czyż na chwilę tylko tu rozpięto
Zachwytu namiotem niebios jasnych zrąb?
Czyż tylko błysk jeden trwać ma wiosny święto?
Czyż wszystko to z nagła, mocą słów zaklętą,
Przewionie, stopnieje, lub gdzieś wsiąknie wgłąb?
Toż nim się w mych oczach spełni ta przemiana
Ku wiecznej tęsknocie mojej — niech choć wiem
O! wdzięczna stolico majowego rana:
Czyś ty wymodlona, czyś ty przywidziana,
Czyś ty złotą jawą, marzeniem czy snem?.
Strona:Felicjan Faleński - Odgłosy z gór.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.