Strona:Felicjan Faleński - Odgłosy z gór.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Myślisz trwożny: toż w te głuche knieje,
W których dzień przepada,
Pewnie klęskę tę, z otchłani zieje
Grzmiących piekieł zdrada,
Pewnie chcąc ją ziemi dobyć z gardła,
Aż do wnętrza piersi jéj rozdarła
Śmierci przemoc blada.

W tem przed tobą, gdy się bór w dwie strony,
Tu i tam rozskoczy,
Stajesz w miejscu dziwem wskróś rażony,
I przecierasz oczy —
Rzadko kiedy, wiosna urodziwa
Senne zmysły ukołysać spływa
W szacie, tak uroczéj.

Przez złotawych pyłów rój skrzydlaty
Siany w poniewierce,
W tłach z szafirów, dnieją tkane w kwiaty
Drżące łąk kobierce,
Wśród rozkoszą przepojonéj ciszy,
Tętna echem, samo siebie słyszy
W niebowzięte serce.