Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/120

Ta strona została skorygowana.

ulegający pokusie, chciwi ale tchórzliwi, często narzędzia w obcych rękach, niekiedy nawet żon-megier... Dusze niewolnicze, służalcze... Gdyśmy z niemi rozpoczynali rozmowę, na miejscu usiedzieć nie mogli, ciągle się z niego zrywając, by się jak przed „naczalstwem“ wyprostować... Dla nich byliśmy „panami“, bez względu na strój aresztancki i na kajdany. Widzieli, że chcemy się z niemi poznajomić i stante pede korzystali z tego „kaprysu pańskiego“, by poskarżyć się na brak chleba i wyłudzić kilka groszy. Byli wstrętni.
Mniej natrętne były niezamężne kobiety. One na tym brudnym podwórku etapowym pozostawały sobą, cynicznie, niemal wyzywająco cynicznie zaczepiając nietylko żołnierzy, ale i nas, otwarcie, coram populo uprawiały swój proceder, ale poza tym nie czołgały się przed silnemi i możnemi. Tamci frymarczyli duszą, one zaś tylko ciałem...
Rażący kontrast z całą partją stanowili niektórzy wysyłani na mocy wyroków gmin i ofiary dramatów rodzinnych. Z tej kategorji przestępców zwracało uwagę jedno małżeństwo. Ona była skazana na ciężkie roboty za zamach na życie męża, on, ten sam mąż, za którego wyrodnej żonie mściło prawo, podzielił jej los i podążył za nią dobrowolnie. Kilka lat trwało śledztwo. Oskarżoną wypuszczono na wolność, pogodziła się z mężem, może nawet zrozumieli się po tym zamachu, bo