Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/125

Ta strona została skorygowana.

Byli to żywiołowi teroryści agrarni, ciemni, nieuświadomieni, ale szczerze miłujący i szanujący swój „mir“ — swoją gromadę i nienawidzący całą duszą uciskanego niewolnika umundurowanych i nieumundurowanych panów. Cisi, potulni i pokorni jak niewolnicy, i przed i po dokonaniu zemsty, szli na wygnanie, uważając, że za „mir“ powinni włożony na ich barki krzyż dźwigać, szli w krainę lodów, skazani przez sądy carskie, szli — głęboko przekonani, że gdyby udało im się dotrzeć do cara, opowiedzieć mu o krzywdach „miru“, car ująłby się za krzywdy ludu. Szli, klnąc urzędników i sławiąc cara, ojca i opiekuna ludu włościańskiego. Szli i z tą wiarą ginęli, nie doczekawszy się chwili, kiedy zorza rewolucji rzeczywiste oblicze tego ojca i opiekuna odsłoni i wiarę tę rozwieje.
Tych ukrzyżowanych za „mir“ — aresztanci czcili i szanowali. „Mirskoj czełowiek“ — człowiek gromadzki — mówili o nich z wielką czcią... Tacy ludzie przypominali aresztantom własne strzechy rodzinne, osieroconą rolę, opuszczone rodziny... Gotowi byli ich słuchać całemi godzinami i, jak mi się zawsze zdawało, słuchając ich dawali folgę uczuciu tęsknoty, niekiedy sztucznie dławionej.
Daleko mniej popularni byli w partji sektanci, wyrzuceni z kraju rodzinnego, jako „inakowierujuszczije“ — inaczej wierzący. W Rosji inaczej