Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/150

Ta strona została skorygowana.

zów, bo nie wiem doprawdy, coby się z nami stało...
Smutne było nasze pożegnanie z poznanemi w Irkucku towarzyszkami.
Co do Kutitońskiej, nie wątpiliśmy, że już jej nigdy nie zobaczymy, co do Kowalewskiej, trudno było cośkolwiek przewidywać. W więzieniu nigdy nikt nie jest pewnym... nie tylko jutra, ale nawet następnej godziny. Najdrobniejszy, najbardziej błahy fakt może w jednej chwili stać się czymś tak okropnym, że dziesiątki ludzi padają ofiarą.
Zwykłym „do widzenia“ żegnaliśmy się i, jak w tysiącu innych wypadkach, już ich nigdy więcej nie ujrzeliśmy.
Dalsza podróż — w szóstkę — bo w Niżnieudińsku, gubernji Irkuckiej, połączyliśmy się z Dulębą, Lurim i jego żoną, która dobrowolnie za nim na Sybir etapem podążyła — różniła się nieco od odbytej dotąd.
Przechodziliśmy przez najpiękniejsze miejsca Syberji, po brzegu Angary; przewieziono nas w berlince towarowej przez burzliwy Bajkał, szliśmy po drodze w skałach wykutej przez powstańców; od konwojujących nas żołnierzy i oficerów słuchaliśmy strasznej opowieści o „buncie zabajkalskim“ powstańców, tak mało u nas znanym, a takim krwawym i takim pouczającym...