Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/25

Ta strona została skorygowana.

Stwierdzam to z całą stanowczością. Mówił, co prawda, cichym, stłumionym głosem, ale ani jeden muskuł nie drgnął w jego twarzy, a oczy, to zwierciadło duszy, tylko przestrach wyrażały. Bał się, by ktokolwiek z nas łba mu nie rozpłatał. Wiedział, że nie mamy nic do stracenia, stanu naszej duszy nie rozumiał i rozumieć nie mógł i może się nawet dziwił, że tego nie robimy.
Groza dokonywanego nad bezbronnemi ludźmi morderstwa, groza, którą odczuwało wielu żandarmów, była mu obca. Strach, zwierzęcy strach, to jedno odbijało się w jego oczach. Pod tym względem ten były huzar, który porzucił służbę w huzarach dla lepiej opłacanej służby żandarmskiej, stanowił żywy kontrast z komendantem cytadeli, gienerałem Unkowskim. Starzec ten nieraz podczas wielomiesięcznego naszego pobytu w X pawilonie stanowczo a energicznie w naszej obronie występował przeciwko prokuraturze i żandarmom. Zbrodnię dokonaną na męczennikach naszych odczuł zupełnie inaczej niż Fursa. Nie śmiał nam w oczy spojrzeć, jakby był spółwinny tej zbrodni. A gdy mu Hurko rozkazał, by był obecnym przy straceniu tych ofiar, wręcz odmówił i podał się do dymisji...
Niestety, przedstawicieli władzy, którzyby takie jak Unkowski wspomnienie po sobie pozostawili, było bardzo niewielu... Większość, przeważna większość była taka sama, jak Fursa. Karjera była