Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/30

Ta strona została skorygowana.

do zimnego żelaza, wściekli, ale bezsilni, staliśmy w oknach, unikając wzajemnego towarzystwa, bojąc się nawet spojrzeć jeden na drugiego... Pod oknami jak zwykle krokiem miarowym maszerował żołnierz, obojętny na nasze krzywdy i bóle...
Wtym do ogródka wprowadzono kilku księży, więzionych za sprawę unicką. Dotąd nie mieliśmy z niemi żadnych stosunków. Bo i cóż nas z niemi łączyć mogło? Teraz jednak, zobaczywszy tych ludzi, zupełnie nam obcych, spokojnie wychodzących na spacer, nie wytrzymaliśmy i krzyknęliśmy im o tym, co się stało...
Stanęli, jak wryci... Po chwili zdjęli kapelusze, przeżegnali się i modlić się zaczęli... Żandarmi milcząc spoglądali na nich i ta uroczysta chwila i dla nich nie przeszła bez śladu. Wspominali o niej potym niejednokrotnie...
Zmówiwszy modlitwę, księża powrócili do cel, zrzekając się spaceru...
Potym już nic przeraźliwej ciszy nie przerywało, chyba jęk którego z miotających się po celi więźniów...
Ile dni trwał taki stan — nie pamiętam. Długo jednak, wieczność całą... Z biegiem czasu atoli złagodziła go nowa troska, obawa o innych, o żywych. Jeżeli tamtych powieszono, to, rzecz oczywista, będą jeszcze nowe ofiary, rząd jeszcze kilku wyśle na zatracenie do Szlisselburga... Kilku!...