Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

liczył, liczył... To liczenie doprowadzało Konrada (był to pseudonim Janowicza) do rozpaczy. We dnie i w nocy myślał o jednym, jak przerwać tę mimowolną zdradę. I oto jednej nocy wymyślił środek: rozbije butelkę i poprzecina kawałkiem szkła arterje... Nazajutrz plan ten zaczął wykonywać. Na szczęście spostrzegli to żandarmi i posadzono go z porady lekarza więziennego ze Szmausem. Nie wiele to pomogło. Janowicz przedtym nie znał Szmausa i był pewnym, że go posadzili ze szpiegiem. Szmaus również niezbyt przyjaźnie przywitał tego podejrzliwie nań spoglądającego spółlokatora, niedwuznacznie oznajmiającego mu, że uważa go za szpicla. Stan nerwowy Janowicza jeszcze bardziej się pogorszył. Dopiero gdy go posadzono w jednej celi z Kunickim powrócił do zdrowia. Ale wspomnienie tych kilku tygodni samotności truło mu już zawczasu życie, dawało przedsmak tego, co go w Szlisselburgu czeka... Mylił się jednak, nie znał siebie... Gdy szło o innych, gdy trapiły go obawy, że ktoś przez niego może się dostać w ręce oprawców — nerwy nie wytrzymywały napięcia, ale gdy on i tylko on był i mógł być ofiarą carskiej inkwizycji, starczyło mu sił, aby w ciągu 12 lat wytrzymać Szlisselburską kaźń... Znosił mężnie wszystko, by potym opowiedzieć światu, jakiemi środkami walczy carat z rewolucją... Dokonał tego... Po 12 latach jeden