Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/42

Ta strona została skorygowana.

że agonja będzie trwać lata całe, bo chociaż gienerał Orżewskij nie wypowiedział jeszcze wówczas swego aforyzmu, że ze Szlisselburga nie wychodzi się, lecz jest się wynoszonym, — o tyle naiwni nie byliśmy, byśmy mieli jakiekolwiek złudzenia. I im lepiej było nam na Pawiaku — a było nam dobrze — tym bardziej odczuwaliśmy jakieś wyrzuty sumienia, tym bardziej nam była przykrą ta różnica między naszym położeniem a położeniem tych, których uważaliśmy za najlepszych, najszlachetniejszych, najbardziej oddanych sprawie i najdzielniejszych.
I znowu upłynął tydzień i znowu przyszedł na nasz oddział naczelnik z oznajmieniem, że przyjechali po Rechniewskiego, Mańkowskiego, Dulębę i mnie.
— „Kto“?
— „Kozacy!“
A zatym nie Szlisselburg!
Poszliśmy do cel pożegnać się z pozostającemi... Ale nie chciano się nawet żegnać z nami. Za kilka dni zobaczymy się w Moskwie. Po cóż te sentymenty?
Nikogo z pozostałych nie mieliśmy zobaczyć. Wszystkich z początku wysłano do Biełgradskiego więzienia centralnego pod Charkowem, a potym na Sachalin.
Wziąwszy ze sobą tłumoczki, podążyliśmy za naczelnikiem do kancelarji. Znowu nas jedna