Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/50

Ta strona została skorygowana.

piącą na każdym kroku. W Moskwie odrazu rzucały się w oczy zupełnie odmienne stosunki. I naczelnik więzienia, i pomocnik, i strażnicy byli grzeczni i uprzejmi, w obejściu dobroduszni... Nie chcę przez to powiedzieć, żeby oszczędzać nas mieli w razie otrzymania odpowiedniego rozkazu od „naczalstwa“. Nie! Ale sami przez się wrogich uczuć do nas nie żywili. Pod tym względem straż więzienna w Moskwie przypominała owego żołnierza Uspieńskiego... Zapytany o Polaków nie znajduje słów na pochwałę tego „czystego“ narodu, ale w owym czasie, gdy mu kazano, tłukł ten „czysty“ naród bez miłosierdzia.
Nawet rewidujący nas strażnicy nie przestawali ani na chwilę informować nas uprzejmie o warunkach więziennych, o tym, jakie dobre celki dla nas przygotowano, jak tu nam dobrze będzie i jak oni się cieszą z naszego przybycia, bo już do „porządnych panów“ (poriadocznych gospod) przywykli...
„Porządni panowie“ oczywiście zrozumieli, do czego ich to obowiązuje, i po raz pierwszy od chwili aresztu stwierdzili tak pochlebne o sobie zdanie brzęczącą monetą... Na twarzach strażników zajaśniał błogi uśmiech... Ze zwinnością niezwykłą moneta z rąk porządnych przeszła w ręcę mniej porządne, by po chwili niepostrzeżenie zniknąć w kieszeniach szarej „szynielki“...