Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/82

Ta strona została skorygowana.

dzi na śmierć w lodowatych tundrach Syberji północnej...
Ten pierwszy cios, wymierzony przeciwko towarzyszom, przygnębiająco wpłynął na nastrój ogółu. Zapanowało posępne milczenie, ponura cisza, która pierzchła wyłącznie dzięki drobnemu wypadkowi. Nazajutrz miano nas w Tiumieniu odfotografować. (Miało to już być czwarte fotografowanie. Przedtym fotografowano nas raz na potrzeby śledztwa, drugi raz przed wyjazdem z Warszawy, trzeci w Moskwie. Potym fotografowano nas raz jeszcze w Krasnojarsku).
Fotograf, wesolutki niemiec, którego niewiadomo jakie losy rzuciły do Tiumienia, był trochę zażenowany swą urzędową misją, a my przekorna młodzież — jeszcze dolewaliśmy oliwy do ognia...
— A nie wstyd to panu, obywatelowi konstytucyjnego państwa, dla szpiclowskich celów fotografować ludzi?...
— Nie wchodzę w to, dla jakich celów. Jestem rzemieślnikiem. Stalują u mnie fotografję, i robię, a po co — to nie moja sprawa...
— Nieprawda... Rząd staluje u pana, by ścigać nas, jeżeli uciekniemy... A pan, wiedząc o celu, za pieniądze sprzedajesz się rządowi. Gdybyśmy my obstalowali fotografję dla siebie, nigdybyś się pan na to nie zgodził.