Iwanow nie należał ani do tych ludzi, którzy na wiatr rzucają słowa, ani do takich, którzy dla uratowania nas, mogą się zdecydować na krok pod względem etycznym bardzo ryzykowny — uprzedzenia władzy... Oczywiście Iwanow w ciągu nocy powziął inne jakieś postanowienie. Ale jakie? Znając go, mogliśmy podejrzywać stanowczych, a dla niego okropnych kroków z jego strony.
— Słuchaj Pawło! — odpowiedziałem mu chłodno, ale stanowczo. — W tej samej chwili, kiedy udasz się do komendanta — zażyję truciznę. Odpowiedzialność za popłoch wśród pozostałych, za nierozważne i nieobmyślone kroki z ich strony, spadnie na ciebie.
To oznajmienie podziałało. Iwanow się zmieszał.
Okazało się, że w ciągu nocy uplanował sobie, że pójdzie do komendanta, da mu policzek i w ten sposób przekona nas, że grośba chłosty zniknęła, bo jak przypuszczał, powieszą go, a nie poddadzą chłoście.
— Ależ to waryacya! Cóż to za sposób dowodzenia! Jeżeli cię nie ukarzą na ciele, to dlatego, że jesteś epileptykiem.
— A wy nie po waryacku postępujecie? Rozporządzenie dawno już napewno cofnięto, a wy się truć chcecie...
Pomimo to Iwanow z obawy przed tym, bym postawionej groźby nie wykonał, cofnął swój zamiar
— Dobrze! Nie pójdę!
Niebezpieczeństwo minęło, było ono nadto mniej groźne, niż się to nam w pierwszej chwili wydawało. Komendant zbyt dobrze znał Iwanowa, by się zdecy-
Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/101
Ta strona została skorygowana.