Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/105

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ X.

Po tylu przejściach zdawało się, że nareszcie nastąpi chwilowy spokój. Walka nas zmęczyła. Spokoju tego pragnęliśmy. Nie dawano nam go jednak. Co pewien czas wpadali żandarmi z rewizyą. Szukali szperali. Dawniej rewizyi takich dokonywano tylko formalnie, obecnie zaś z każdego ruchu żandarmów widać było, że rzeczywiście czegoś szukają, że na znalezieniu im bardzo zależy. Zachodziliśmy w głowę, szukając przyczyn tej nagłej ich gorliwości, ale nikt oczywiście nie mógł się domyśleć, że wywołał ją fałszywy donos Ossowskiego, który poruszył nie tylko władzę miejscową, ale nawet władze centralne. Szukano ni mniej, ni więcej jak materyałów wybuchowych, które rzekomo miały być na Karze na użytek rewolucyi przygotowane.
Gdyśmy kpili z żandarmów, dowiedziawszy się o tym donosie Ossowskiego, z tryumfem nam oznajmiono:
— A o zamachu na cara nie uprzedzano was!?...
Można sobie wyobrazić nasze zdumienie na takie dictum. Okazało się jednak, że w posiadaniu żandarmów znajduje się depesza z Petersburga, zaadresowana do nas, co do znaczenia której nie mogło być, jak się zdawało żandarmom, żadnej wątpliwości.
Treść owej depeszy była następująca:
„Wujaszek przyjechał. Operacya odbędzie się we wrześniu“. „Wujaszek“ — według interpretacyi żandarmów i Ossowskiego — to car; „operacya“ to zamach.
Dziwić się tylko należy, że mając taki niezbity dowód w ręku, nie oddano nas pod sąd...