Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/106

Ta strona została skorygowana.

Gdyśmy się o tem dowiedzieli, śmieliśmy się do rozpuku i podziwiali pomysłowość Ossowskiego, który doskonale wiedział, co znaczyła ta depesza i w tak znakomity sposób wyzyskał ją, by wyłudzić od Masiukowa kilka rubli. Sprawa ta była zupełnie prostą. Już wspominałem o tym, że nasze środki materyalne zawsze były szczupłe. W ciągu 1889 i 1890 roku zeszczuplały one jeszcze bardziej. Czas robi swoje. Nawet najbliżsi, ongi zrozpaczeni straszną karą, jaka na głowę ich krewnego spadła, powoli stopniowo przyzwyczajają się do jego nieobecności, a nieraz zapominać zaczynają o jego istnieniu... Takich zapomnianych było na Karze wielu i co rok ilość ich wzrastała...
Nędza i głód zmuszały do pomyślenia o sposobach zapełnienia coraz bardziej wzrastających luk w budżecie. Przez krewnych znanego poety-katorżnika Piotra Jakóbowicza-Mielszyna, który dzielił nasz los na Karze, zawiązaliśmy stosunki z wydawcami petersburskiemi i otrzymaliśmy obstalunek na tłumaczenie „Hygieny dziecka“ Uffelmana.
Cała trudność polegała na przesłaniu rękopisu tłumaczenia do Petersburga, jednakże pokonaliśmy tę trudność, rękopis szczęśliwie doszedł na miejsce przeznaczenia i on był tym „wujaszkiem“, którego miano „operować“, czyli poprostu mówiąc drukować we wrześniu. Zakaz zajmowania się wszelką pracą zarobkową, zmuszał do takiego konspiracyjnego zawiadomienia, a ta konspiracya przy łaskawym współudziale bujnej fantazyi Ossowskiego i jeszcze bardziej bujnej głupoty i bezmyślności żandarmów przekształciła się w zamach na cara.