Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/77

Ta strona została skorygowana.

— Mamo! dzieci! — jakby żegnając się po raz ostatni z matką, z małemi braciszkami i siostrzyczkami swemi — szeptała nieprzytomna Sigida...
Nazajutrz już nie żyła...
Niektórzy przypuszczają, że wstrząśnienie moralne jakiego doznała — spowodowało śmierć... Być może. Jest to jednak mało prawdopodobne... Podobno, w ciągu nocy Sigida miała chwile przytomności... Wątpliwym jest wobec tego, czyby czekała wyzwolenia przez śmierć naturalną, mogąc przez zażycie trucizny położyć kres swym męczarniom... Siedzące z nią towarzyszki posiadały truciznę... Gdyby zapragnęła, nie miałyby ani prawa, ani chęci jej odmówić...
Przepuszczenie, że umarła ze wstrząśnienia, opartym jest na oznajmieniu lekarza... W tym jednak wypadku z wielką ostrożnością do takiego oznajmienia odnieść się należy, bo tego rodzaju wersya broniła lekarza przed zarzutami władzy, że wydał świadectwo tendencyjne... W interesach lekarza leżało udowodnić: „uprzedzałem, że tak będzie, tak się też stało. Żadne uboczne względy mną nie powodowały...“
Być może, że po upływie 18 lat lekarz, który dotąd żyje, zechce odsłonić tajemnicę zgonu Sigidy... Dopiero wówczas można będzie mówić o tym, czy się otruła, czy umarła następnego dnia po chłoście... Pozostałe towarzyszki Kalużnaja, Smirnicka, Kowalewska dopóki Sigida żyła, myślały tylko o niej, wyłącznie nią były zajęte i dopiero z chwilą jej skonu przystąpiły do protestu... Przygotowania były krótkie, trucizna była pod ręką... Uścisnęły się na pożegnanie i za-