Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/92

Ta strona została skorygowana.

rokraty było to wszystko, co mógł i powinien był uczynić. Być może zresztą, że uczynił jeszcze „coś„ więcej, bo dnia następnego Masiukow i żandarmi w obecności oficerów i żołnierzy dokonywali w całym więzieniu rewizyi. Jako trofea zabrali kilka miesięczników legalnych, dla nas wszakże zakazanych. Zwykła historya. Gdyby szukano trucizny, rewolwerów, noży wreszcie, byłoby to zrozumiałem, ale jaki związek mogły mieć wydawane legalnie miesięczniki z otruciem — tylko biurokrata zrozumieć jest w stanie.
Kilka dni po tem przyjechał na Karę gubernator z Czyty, Choroszchin. „Dopóki piorun nie uderzy chłop się nie przeżegna“ — mówi przysłowie rosyjskie. Przed trzema tygodniami cała ta hałastra czynownicza pisała rozporządzenia, posyłała ludzi, zarządzała środki. I o to cel został osiągnięty. Politycznych zrównano z kryminalistami, zastosowano do nich chłostę. Kilku otruło się? Umarło? Czy to nie było do przewidzenia? Więc czemuż teraz zamiast wznieść śpiew tryumfu „grom pobiedy razdawajsia“, ci sami oprawcy, bo dokonaniu uplanowanego krwawego czynu, śpieszą jeden po drugim na Karę? Jedno z dwojga. Albo zbrodnia dokonaną była na zasadzie prawa i wówczas — dura lex, sed lex — należało się godzić ze skutkami, albo było to bezprawie, a w takim razie po cóż było to robić? Ale biurokracya rosyjska tem właśnie się odznacza, że pragnie według wyrażenia Szczedryna i niewinność zachować i kapitału się dorobić, dopuszcza się najohydniejszych czynów, a chciałaby zachować opinię najbardziej ludzkiej władzy, na wzór owego policmajstra mickiewiczowskiego