Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/93

Ta strona została skorygowana.

który, gdy dziecko ciężaru kajdan udźwignąć nie mogło, sam łańcuch oglądał i stwierdził, że „zgadza się z przepisaną wagą“.
Nie łatwą była rola gubernatora. Miał przed sobą ludzi, którzy żadnych żądań nie stawiali, „buntów“ nie czynili, przeciwnie samych siebie skazywali na zagładę. A jednak ta ich śmierć, w więzieniu schowanym wśród gór, gdzieś na końcu świata, była gorszą od buntu, nabierała rozgłosu i zrywała z twarzy dzikich barbarzyńców maskę europejczyków.

ROZDZIAŁ IX.

Trzeba było się zdecydować na jedno: albo cofnąć rozporządzenie i w ten sposób położyć kres dalszym samobójstwom, albo nie zwracać na nie uwagi, nie liczyć się ani z ofiarami, ani z opinią i rozporządzenia nie cofać. Zdawałoby się, że trzeciego wyjścia nie ma. Choroszchin znalazł jednak trzecie wyjście.
Znowu zgromadzono nas na korytarzu, dla wysłuchania gubernatora.
Już pierwsze słowa, jakie z jego ust padły, żadnej nie przedstawiały wątpliwości, że otrzymał on rozkaz uspokojenia więźniów, ale bez uchybienia powadze rządu. Rząd się może cofać, ale przyznać się do tego nie wolno.
Gubernator zaczął od oznajmienia, że „będąc przypadkowo na Karze“, korzysta z tej okazyi, by wyjaśnić niektóre kwestye, źle przez nas zrozumiane. Było to conajmniej niemądre. Wszyscyśmy dobrze wiedzieli o tym, że gubernator łże, że przyjechał na