Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/105

Ta strona została przepisana.

głosy, dochodzące z podwórza. Słudzy i poganiacze kulbaczyli i ładowali wielbłądy i osły.
Psy, wypłoszone przez obcych ludzi, wybiegły poza ogrodzenie i ujadały złośliwie.
Wkrótce rozległ się głos, mówiący:
— Karawana gotowa do drogi!
Inny głos natychmiast odpowiedział:
— Szakirze, wyjedziesz naprzód i poprowadzisz karawanę!... W imię Allaha!...
Częstotliwy tupot osłów, posuwisty szmer kopyt kroczących wielbłądów, ich jęki, szczekanie psów, urwane słowa pożegnania i — cisza...