Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/130

Ta strona została przepisana.

— Więc musimy iść do niewoli anielskiej? spytał, chmurząc czoło, Druz.
— Musicie nauczyć się od Anglików sztuki zdobywania dobrobytu i umiejętności zwalczania przeszkód! — poprawił go pułkownik.
— A tymczasem emir Feisal jest trzymany jak więzień?... — rzucił Ibrahim.
— Nasz bank złotem obsypuje go hojnie! — zaśmiał się Anglik.
— A co mówi serce jego i jego dusza?
— Głos ich utonął w brzęku złotych monet, mumenie... — padła szydercza odpowiedź.
— Zrozumiałem wszystko, sidi — zaczął mówić Ibrahim. — O, zrozumiałem! Już widzę swoją drogę. Musimy zwalczyć najeźdźców, czy to angielskich czy francuskich, bo gdy wy dacie nam dobrobyt, wtedy z otłuszczonych serc Arabów nikt już wykrzesać nie zdoła żądzy wolności.
— Co zamierzasz czynić? — spytał Higgins, pochylając głowę.
— Usłyszysz o tem, sidi, niebawem... — szepnął.
Pułkownik zaczął się cicho śmiać.
— Widzę, — rzekł — że rozsadzają ciebie siły żywiołowe, nieokiełznane, przyjacielu. Możesz je skierować na rzeczy pożyteczne...
Pochylił się jeszcze niżej i prawie szeptem ciągnął:
— Możesz niepokoić Francuzów powstaniami w Dżebel Druz... Gdy się to powtórzy kilka razy, a inne szczepy podtrzymają was, zaproponujemy Francji, aby zrzekła się mandatu nad niepokorną, zbyt drogo ją kosztującą Syrją. Francja nie po-