Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/150

Ta strona została przepisana.

Zgiął przed nim kolano i, pochyliwszy się do ziemi, kornie ucałował rąbek szaty jego
— Mumenie szlachetny! — szepnął gorąco. — Wskazałeś mi drogę moją, w ciemności ginącą! Niech Allah przebywa z tobą!...
Beduin nic nie odrzekł i wyszedł.