Chora, pożegnawszy męża, usnęła. Czarne żony bez szmeru wysunęły się z chaty. Jedna z nich biegła do Nine Gasza, dwie pozostałe zaczęły gotować w koziem mleku z cukrem i olejem palmowym cienkie, giętkie, mocne jak stalowe linki — lijany...
Ściemniało się, gdy powróciła kobieta od Nine.
— Dziś w nocy na pagórku Odienné... — szepnęła.
Wszystkie trzy spojrzały po sobie i umilkły.
Gdy księżyc wynurzać się zaczął z poza falistego grzbietu gór, z zagrody Keramusa-Keta wyszły trzy kobiety. Uginały się pod ciężarem noszy; kroczyły długo, aż weszły na szczyt pagórka ukrytego w gąszczu trzcin i klujących krzaków. Kobiety złożyły na ziemi swoje nosze i siadły strudzone, gdyż do północy przedzierały się przez dżunglę. Ciała poszarpane przez kolce roślin krwawiły, piersi podnosiły się i opadały ciężko oddech stał się urwany, świszczący.
— Czas! — rzekła jedna z kobiet
Podniosły swoje nosze i zaczęły przywiązywać je lianą do samotnego drzewa. W tej chwili księżyc wyjrzał z poza obłoków i oświecił szczyt pagórka.