Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/73

Ta strona została przepisana.

To rzekłszy, usiadł na piasku, podwinąwszy pod siebie nogi w zielonych, suto haftowanych srebrem butach safianowych.
Posłowie natychmiast poszli za jego przykładem
— Sidi czuje się zmęczonym? — spytali, patrząc na leżącego bez ruchu wielbłąda.
— Od Suejdy, gdzie stoi mój dom, pędziłem tak szybko, że słońce zaledwie jeden raz zdążyło pogrążyć się w morzu, lecz nie jestem znużony... Spodziewam się jutro przed zachodem słońca ujrzeć góry Hauranu.
— Myśleliśmy, że sidi będzie się śpieszył z powrotem, więc przywiedliśmy dla niego konia, pięknego i godnego tak szlachetnego jeźdźca — odparł jeden z posłów. — Dobry rumak!
Ibrahim rzucił okiem na białego ogiera. Mimo, że starał się zachować obojętność, czego wymagała etykieta wschodnia, nie mógł ukryć błysków zachwytu w oczach. Poznał odrazu słynną na całą Arabję rasę Cheibar, wytrzymałą i śmigłą.
Szeryfowie Mekki, każdego roku posyłali sułtanowi do Stambułu siedem takich wierzchowców i dopiero po upadku dynastji zwyczaj ten został zaniechany.
Po padyszachu nie było już, bowiem władców, godnych dosiadania wierzchowców, pochodzących od „Cheibar“ — kobyły Proroka.
— Wdzięczność moją raczcie, szlachetni mumeni, wyrazić swemu panu! — zawołał młody Atrasz. — Mój mehari istotnie goni już resztkami sił....
Zapanowało milczenie.