Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/75

Ta strona została przepisana.

Druzyjski wojownik potrząsnął głową i rzekł Szyderczo:
— Przypomnę wam, mumeni nasze stare przysłowie: „worek, zbytnio przepełniony durrem, przewraca się, a ziarno wysypuje się z niego“.
Posłowie ze zdumieniem podnieśli na mówiącego oczy.
Młodzieniec ciągnął dalej.
— W Mecce, Medynie, Kerbeli i Bagdadzie ulema wiedzą dokładnie, że nie jesteśmy tak bardzo prawowiernymi muzułmanami! Uznajemy Koran za swoją Świętą Księgę, modlimy się do Allaha, powtarzając wszystkie Jego 99 wielkich tytułów, sławimy Proroka — to prawda! Lecz mamy w swojej wierze głębokie i starsze od Koranu pojęcia, przejęte od giaurów, a obok nich również sędziwe pozostałości po bogach pogańskich: Balu, Melkarcie, Astarte! Cha! Nie przeszkadza nam to jednak posyłać do Mekki dziesięcinę od nowonarodzonego bydła i walczyć o Islam!
Posłowie Szeryfa, zmieszani, milczeli chwil kilka
Wreszcie starszy z nich znowu przemówił:
— W górach Hauranu wiedzą, że Turcja, wspomagana przez Niemców, prowadzi w Mezopotamii wojnę z giaurami?
— Tak! — zawołał Atrasz. — Niemcy udają przyjaciół Islamu i dopomagają Turcji, która, po uwięzieniu padyszacha, nie ma pana, prawdziwego pana i władcy. Nie dowierzam Niemcom, ale boję się ich mniej od Anglików, bo są daleko od nas. Anglicy stali się naszymi sąsiadami, zagarnąwszy Indje, gdzie pod ich ciężką stopą jęczy czterdzieści miljonów muzułmanów. O, ja znam