przebywanie przy mężu, przez cały czas zesłania. Potem mówiła o dobroci mieszkańców Narymu, którzy nabyli od nich dom i pole i dali renifery do przewiezienia całej majętności.
— Wywiozłam wszystko, wszystko, do ostatniej garsteczki mąki! — zakończyła swe opowiadanie.
Kulawy Garas kręcił się w pobliżu i śmiał się głupkowato.
— Ach! — zawołała pani Lisowa. — Zapomniałam ci powiedzieć, że nasz robotnik nie chciał pozostać w Narymie i poszedł za mną, aż musiałam przyrzec mu, że weźmiemy go do siebie... Poczciwa to dusza!
I powtórzyło się znowu to, co już raz się stało w Narymie.
Rodionow dowodził Samojcdami, którzy przy pomocy wprawnego Romana szybko zakończyli budowę chaty, obory i przestronnej kleci z piwnicą. Roman urządził cegielnię w zboczu stromego brzegu, a Samojedzi narobili cegieł z gliny. Po paru dniach murowano już piece i kominy w nowej chacie, a gliną zamazywano szczeliny w ścianach, chociaż były one starannie zatkane mchem.
Wolkuł nie brał udziału w budowie nowej „zaimki“ nad Ałgimem. Nazajutrz bowiem po przybyciu zniknął z obozowiska. Powrócił po kilku dniach i przywiódł ze sobą trzech Samojedów.
Usiedli wszyscy przed zesłańcami i rozpoczęli narady.
Byli to tymsko-karakońscy Samojedzi, koczujący na tundrze, gdzie paśli duże stada reniferów, jedyną swoją majętność.
Namówieni przez Wotkuła oznajmili Lisom, że jedno ze swych zimowych koczowisk założą na przeciwległym brzegu rzeki, będą odwiedzali zesłańców, a w razie potrzeby, pomagali im. Prosili natomiast, aby „sprawiedliwi ludzie“ uczyli ich młodzież i leczyli chorych.
Partia mieszkańców narymskich skończywszy budowę osiedla pożegnała Polaków i odjechała. Ostatni odchodził Wotkuł.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/108
Ta strona została przepisana.