śliwego. Nie mając ani chwili do stracenia, myśliwy spuścił kurek.
Padł strzał. Zwierz zatoczył się, ryknął rozpaczliwie natychmiast stanąwszy na tylnych łapach, skoczył ku człowiekowi.
Lis wyrwał siekierę zza pasa i przygotował się do obrony.
Pojedynek taki był bardzo nierówny, gdyż niedźwiedź należał do największych i człowiek sięgał mu zaledwie do połowy piersi.
Zwierz nagle przysiadł i z jękiem jął się opędzać przed Urrem, który wczepił mu się w zad i szarpał. Po chwili odskoczył w tył, a gdy niedźwiedź podniósł się znowu, zwinny piesek wżarł mu się w nogę. Rycząc coraz wścieklej i jękliwiej, napadnięty zwierz całą uwagę skupił na zuchwałym i zręcznym napastniku.
Prr uwijał się wokół olbrzyma, skakał mu na gruby kark, wyrywał kłaki, wpijał zęby w potężne uda.
Niedźwiedź, chcąc dosięgnąć psa, na chwilę jedną odwrócił się tyłem do człowieka. Lis skorzystał z tego natychmiast i podbiegłszy rozplatał mu łeb szerokim, ciężkim ostrzem siekiery.
Zwierz runął na ziemię, a dymiąca posoka wsiąkać poczęła w śnieg; myśliwy zaś, ponownie nabiwszy karabin, strzelił mu za ucho.
Niedźwiedź wyciągnął się, drgnął jeszcze kilka razy i zesztywniał.
Lis z trudem oderwał Urra od zabitego zwierza.
Piesek wpił się ostrymi zębami w szyję wroga i skowyczał, porwany obłędną wściekłością.
Długo mozolił się pan Władysław, zanim oporządził swoją zdobycz. Zdarł olbrzymią skórę, wyciął tłuszcz, nagromadzony na karku i koło nerek, odrąbał szynki i przystąpił do pakowania, robiąc ze wszystkiego jeden tłumok.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/137
Ta strona została przepisana.