Do bitwy ruszyli w tej chwili wyrostki, zmietli ze swej drogi zmykający przed nimi i czubiący się drobiazg i dopadli przeciwników.
Zmieszały się szeregi i łamać się zaczęły, to po jednej, to po drugiej stronie.
Dochodziły odgłosy ciężkich razów, głuche, złe okrzyki, brzydkie wyzwiska.
Tam i sam z jękiem padali zapaśnicy, rażeni pięściami w brzuch lub skroń. Na śniegu coraz częściej wykwitały szkarłatne plamy krwi. Płynęła ona obficie z rozbitych nosów i warg, pękających pod ciosem ciężkich, skórzanych rękawic.
Lis nie mógł ochłonąć ze zdumienia.
Zabawa, przy której z taką łatwością leje się krew?!
Było to coś niezrozumiałego dla Polaka. Wstrętem i oburzeniem przejęło go to dzikie widowisko.
— Krew? — wyszeptał oczami wskazując na pole bitwy.
— A tak! — z beztroskim wyrazem na twarzy zaśmiał się Rodionow. — Nieraz nawet kogoś tam zabiją podczas „wojniszki“! Cóż chcecie?! Przy tej okazji można załatwić stare porachunki lub dokonać zemsty!... Takie tu panują u nas prastare obyczaje. Przyjeżdżał do Narymu pewien uczony i badał zabawy ludowe. Co do „wojniszki“, to opowiadał później, że powstała ona bardzo dawno, wtedy gdy rosyjscy ludzie za cara Iwana Groźnego, po podbiciu Syberii, zaczęli się tu osiedlać. Tacy wyzywali na pojedynek lub na zbiorową bójkę tuziemców — Tatarów, Samojedów i Ostiaków, ale przedtem umawiali się, że zwycięsca dostanie szmat łąki lub tajgi, albo też stanie się właścicielem pewnej części rzeki, gdzie odtąd tylko on może rzucać sieci. Tuziemcy chętnie stawali do bitwy, bo w ten sposób mogli się mścić na najeźdźcach. Dlatego to zabawa tego rodzaju nabrała takiego okrucieństwa i zawzięcia! Prastary to zwyczaj, syberyjski!
Lis chciał coś odpowiedzieć, lecz słowa zamarły mu na ustach.
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/39
Ta strona została przepisana.