zbrojni przeciwnicy Lisa, jakaś siła nieznana oderwała ich od ziemi, machnęła w powietrzu, niby olbrzymimi, czarnymi szmatami, zderzyła głowami i z rozmachem rozciągnęła na śniegu.
Po chwili nad leżącymi schylił się Lis, wyrwał im drągi z rąk, a potem, ucapiwszy za baranie kołnierze, powlókł po śniegu ku pobliskiej przerębli i jął płukać w niej olbrzymów, rzekłbyś, praczka, myjąca w rzece pasma nieodbielonej tkaniny.
Wypłukawszy starannie i tym otrzeźwiwszy chłopów, wlókł ich dalej ku narymskiemu brzegowi krzyknąwszy na innych:
— Hej tam! Za mną! A wszyscy! Wszyscy!
Nie sprzeciwiając się, zbitym tłumem, głowa przy głowie, niedawni przeciwnicy sunęli za nim.
Mieszkańcy osiedla otoczyli Lisa kołem.
On zaś, postawiwszy na nogi Tatara i jednookiego Gałgę, przemówił do wszystkich:
— Przelew krwi, bójkę i morderstwo nazywacie zabawą? „Wojniszki“ wam się zachciewa?! Zapomnieliście o dniu narodzenia Syna Bożego, którego umęczono za to, że uczył ludzi miłować się wzajemnie, jak bracia? A wy tymczasem gotowi jesteście pozabijać się dla zabawy? Póki ja tu jestem, nie będzie więcej „wojniszki“! Mówię wam po dobremu, a jeżeli nie usłuchacie, potrafię przekonać was o tym czym innym, a czym, to już dziś widzieliście! Chcecie siłę swoją pokazać? Dobrze! Bierzcie sznur długi i mocny i ciągnijcie go! Kto kogo przeciągnie, ten zwyciężył! Wyzywajcie jeden drugiego na rękę, borykajcie się, gońcie lecz wara od bójki!
Lis wypowiedział te słowa tak donośnym i groźnym głosem, że w tłumie natychmiast rozległ się pomruk:
— Sprawiedliwie mówi! Po co bójka? Wielkie Święto... Narodził się Chrystus Zbawiciel... Dobrze mówi!
Resztę święta spędzili zapaśnicy na lodzie borykając się
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/42
Ta strona została przepisana.