Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/47

Ta strona została przepisana.

jednak, że mądry z tego Lacha człowiek i żadnej przykrości nam nie sprawi...
Rodionow zrozumiał, że musi podtrzymać dobre zdanie Kriwonogowa o zesłańcu, więc rzekł:
— Spokojny, cichy, mądry to człowiek! Lisowie żyją po Bożemu... Ona leczy chorych, on nas od „zamoru“ wybawił... Mądrzy, spokojni ludzie — to prawda! Wróg by o nich inaczej nie powiedział.
Przez cały wieczór i noc w Narymie panował ruch. Robiono porządki w domu Rodionowych, ozdabiano wieńcami ze świerków i żurawin ściany izb i otaczano girlandami ganek, gdzie wójt i starszyzna miasteczka mieli powitać rewizora chlebem i solą. Posypywano piaskiem ulice i placyk miejski, a po bokach traktu wtykano w śnieg młode, ścięte świerki.
Pani Rodionowa z sąsiadkami skubała ptactwo w kuchni, skrobała ryby, przebierała suszone jagody i wykopane z piasku w piwnicy jarzyny, przygotowując się do przyrządzenia uczty dla gości.
Sam Kriwonogow doglądał wszystkiego, lecz szczególnie zajęty był badaniem znoszonych zewsząd butelek z wódką, nalewkami i winem. Próbował osobiście każdego napoju, a tak starannie, że już przed południem zataczał się na nogach i nie mógł mówić wydając jakieś niezrozumiale pomruki i poryki.
Wreszcie wpadł do Narymu jeździec i wrzasnął:
— Jadą! Jadą!
Stłoczony na placyku tłum mieszkańców wkrótce ujrzał w oddali kilka sani. Szybko zbliżały się pozostawiając poza sobą obłoki zmarzłego śniegu i pary, buchającej z koni.
Nagle pierwsze sanie zatrzymały się przy wjeździe do miasteczka. Stała się rzecz, nawet przez samego Safianowa nieprzewidziana.
Wzrok barona Tolla padł nagle na nowy domek o szerokich oknach i złocistych ścianach ze świeżych, roniących żywicę belek modrzewiowych. Rewizor wyraził życzenie poznać