— Pokaż, naczelniku! — rzekł Ganga i szybkim ruchem wyrwał dokument z ręki komisarza.
Jakież było zdumienie urzędnika, gdy chłopak, wyraźnie i szybko sylabizując, odczytał:
— Lista opłaconych podatków w mieście Narymie...
Poszukawszy chwilkę w spisie nazwisk, znowu przeczytał:
— Samojed Wotkuł, łowiec, w wyznaczonym przez prawo czasie podatki opłacił, rubli srebrnych...
Komisarz nie czekał więcej, porwał papier z rąk Gangi, uderzył chłopca pochwą szabli i kopnął nogą. Po tak bohaterskim czynie spojrzał na swoich towarzyszy. Ci stali zmieszani i patrzyli na niego z niepokojem. Komisarz zastanowił się na chwilę, odchrząknął i marszcząc brwi mruknął:
— Nie chcecie płacić? Zaraz idę ze skargą do pana radcy Włodzimierza Safianowa, a on już wam pokaże, „gdzie raki zimują“! Dzikie bestie!... Łby dębowe!...
Urzędnicy opuścili chatę Wotkuła i szli w stronę domu Rodionowa naradzając się po cichu.
Stary Pyraga, który sunął za nimi, przystanął nagle i ukrywszy się za domem przeczekał aż Moskale oddalą się, po czym podążył szybko ku domowi Lisów. Wszedł i oniemiał.
Przy stole siedzieli Lisowie, a naprzeciwko nich Safianow i stary doktór Gruber, towarzyszący rewizorowi. Radca gubernialny czuł się jak na niemieckim kazaniu, bo istotnie doktór rozmawiał z zesłańcami po niemiecku. Wypytywał o stan zdrowia ludności, o sposoby i lekarstwa, które stosowała pani Julianna, chwalił ją, podziwiał jej wiedzę, a potem długo obiecywał przysłać dla niej cała pakę z towarami aptecznymi, dziękował za skuteczną pomoc władzom i za szlachetną działalność, tak bardzo potrzebną w Syberii, pozbawionej pomocy lekarskiej.
Stary Niemiec tak się rozgadał, że nie dawał Safianowowi dojść do słowa.
Wreszcie radca zdążył wstawić pytanie:
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/54
Ta strona została przepisana.