wy głos dzwonu alarmowego. Był to tak zwany „nabat“, sygnał ognia lub innej klęski, nawiedzającej miasteczko.
Lis ubrał się szybko i wypadł z domu.
— Co się dzieje? — spytał biegnącego rybaka Elisejewa.
— Ob łamie lód, tworzy „zator“ i już występuje z brzegów... Zaczyna się powódź! — odkrzyknął przerażony sąsiad i zmieszał się z tłumem, zgromadzonym na placyku.
Zesłaniec nie zatrzymując się pobiegł ku brzegowi Obi. Już po drodze przekonał się, że rybak mówił prawdę. Dość było spojrzeć na małą w porównaniu do Obi rzekę Keć i jeszcze mniejszą Narymkę.
Ukryty pod sczerniałym lodem prąd ich wzbierał z każdą chwilą, podnosił zamarzłą skorupę, a woda coraz bardziej zalewała niski zdziar i już pluskała pod zwisającymi nad urwiskiem wysokiego brzegu nagimi pędami krzaków.
Lis dobiegł wreszcie do Obi.
Stała tu gromadka ludzi, przyglądających się rzece.
Brzask — mętny i słaby — sączył się już wokół, a w jego niepewnym, zwodniczym świetle wszystko nabierało tajemniczych, potwornych kształtów i barw.
Lód i śnieg na Obi wydawał się zupełnie czarny.
Na jego powierzchni, tam i sam, z trzaskiem tworzyły się szczeliny i, jak chybkie węże, biegły w różne strony bluzgając spienioną falą.
Szerokie przeręble, chroniące przed „zamorem“, znikły, bo Ob zerwała już była połacie swej lodowej pokrywy i zamknęła nimi wolną przestrzeń. Chwilami zdawało się, że ciężkie, z szalonym wysiłkiem wydobyte westchnienie podnosi twardą, zmarzniętą na kamień pierś mocarnej rzeki, — tak Ob podnosiła i opuszczała nagle swój pancerz zimowy. Wtedy tworzyły się nowe szczeliny, wyrwy i leje, a z nich wytryskały potoki brunatnej wody, wyrastały pagórki i grzędy na miał przetartego lodu tworząc „torosy“.
Tu i tam z pluskiem i łoskotem obsuwały się olbrzymie
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/68
Ta strona została przepisana.