Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/70

Ta strona została przepisana.

aż hen — pod Wilczy Jar, gdzie wstrzymały ją pagórki, wrzosami i jałowcami okryte.
Szybko spływała brunatna, spieniona woda do kotlin, rozłogów i wąwozów, przez ulicę wpadała na placyk Narymu i otaczała osiedle ludzkie jeziorem bezkresnym.
Lis zdążył do domu przed ostatecznym wylewem Obi i Keci.
Całe pięć dni mieszkańcy miasteczka spędzili w domu, osaczeni przez falującego napastnika, który przy każdym podmuchu wschodniego wiatru głośno pluskał i ciskał bryzgi na szyby okien, jak gdyby wedrzeć się chciał do siedzib ludzkich i stoczyć tam ostatnią walkę.
Jedna po drugiej padały i kruszyły się topniejące tamy w łożysku rzeki; woda ściekała tą samą drogą poprzez ulicę, jary, rowy i niziny, do koryta Obi i Keci, a resztę, pozostającą w kotlinach i zagłębiach, wypiła, wessała budząca się do życia ziemia, na głębinie od wieków i na wieki od mrozów i zimnych wichrów północnych na kamień stwardniała.
Ludzie poczęli teraz wychodzić z domów i rozglądać się po okolicy.
Dzieciaki jęły chwytać ryby, pozostałe w wykrotach, a nawet wprost na łąkach, gdzie młoda trawa lękliwie, nieufnie przebijała się już poprzez warstwę zwarzonych przez mrozy zielsk.
— „Wonż“ nadchpdzi... „wonż“!
Jednak te z pożądaniem oczekiwane dni nastąpiły dopiero w połowie maja, o dwa tygodnie niemal wcześniej, niż zwykle.
Widocznie, gdzieś na stepach Kułundy lub w górzystym Ałtaju, skąd swój bieg rozpoczynała Ob, od pierwszych dni wiosny ustaliła się była ciepła pogoda.
Niezliczona masa ogrzanej wody szybko roztopiła lód na rzece i wylała się do oceanu ciepłym prądem.
Gonione instynktem ryby, zbite w olbrzymie ławice, już