Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/86

Ta strona została przepisana.

był prawie pewny, że dojrzał sylwetkę Wotkuła, uzbrojonego w karabin i biegnącego ku brzegowi Keci.
Zapukał do okna, a gdy wyjrzała żona Samojeda, szepnął:
— On wyruszył na poszukiwanie „sprawiedliwego człowieka“?
Kobieta z tajemniczym wyrazem twarzy skinęła głową w milczeniu.
— Dobrze! — mruknął Wójt. — Wotkuł znajdzie go i o wszystkim się dowie... Nie opuści on „sprawiedliwego“ w takim nieszczęściu.
Samojedka potrząsnęła głową i odparła:
— Nie opuści! Wotkuł — nie taki! On pamięta, że „sprawiedliwy“ obronił mnie i wszystkich nas przed „urusami“ i że żona jego wyleczyła naszą małą Kusinet, gdy ją trawiła zła zimnica... Wotkuł tego nie zapomni!
Stary westchnął i rzekł:
— Żona „sprawiedliwego“ i mnie też wyleczyła, gdy chodzić nie mogłem. Ja też to pamiętam i...
Nie dokończył, bo ktoś zaczął wołać:
— Wójcie! Wójcie! Czy mamy ogłosić wiec?
— Dzwońcie na wiec! Musimy się naradzić! — odkrzyknął.
Pykając fajeczkę pokulał do chaty, gdzie mieścił się urząd gminny.


ROZDZIAŁ IX
WIERNY PRZYJACIEL

Policjanci wieźli polskiego zesłańca przez cały tydzień. Drogi prawie nie było, gdyż nie można było nazwać drogą niegdyś zbudowanej, teraz przegniłej i zburzonej grobli, która szła przez błotnistą część tajgi, co chwila przecinanej rzekami. Wózek zanurzał się w wodzie powyżej kół, z brzękiem i skrzypieniem rozpaczliwym skakał na kamieniach przewala-