Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/132

Ta strona została przepisana.

miał w swych żyłach krew polską, a w pamięci — przed narodem niemałe zasługi przodków.
— Waszmość pani zawdzięczamy wielki sukces! — wołał po tej uczcie uradowany, krewki pan Weyher. — Bo oto veni, vidi, vici i wszystkie serca zdobyłaś, dostojna pani! Nawet ci, co jeszcze wczoraj krzywo na nasze morskie intentiones spoglądali, dziś już o nich z nami spokojnie i roztropnie gadają...
Całował pan Jan po rękach urodziwą panią Haraburdzinę i ze śmiechem dodawał:
— Jabym na miejscu króla-jegomości — waćpanią na posła do Szwecji kreował! Non dubito, że Gustaw-Adolf wszystkie swoje okręty jej w darze ofiarowałby!
Istotnie, pani Haraburdzina rzuciła urok na wszystkich, nawet na nieprzychylnego, ze Szwedami i Niemcami w konszachtach tajemnych będącego najstarszego rajcę Ungerna, który niegdyś króla Stefana Batorego na klęczkach za zuchwałość Gdańska o łaskę i przebaczenie błagał. I ten nieprzyjaciel Rzeczypospolitej, zawsze niepomny, że dopiero Polska świetność i bogactwo jego rodzinnemu grodowi dała i skrzydłem swojem przed wrogami osłoniła, uśmiechał się teraz życzliwie na widok urodziwej pani Wandy i upominek jej piękny przez pajuka posłał — błam ciemnych soboli, z Nowgorodu przywiezionych.
Gdy już wiosna szła całym pędem, a wierzby na puckiej mierzei okryły się białemi, puszystemi pąkami, gruchnęła w Gdańsku wieść, że król niebawem do grodu zjeżdża, aby robotę pana starosty i brygantynę zdobyczną obejrzeć oraz wojska odwiedzić pod Malborkiem.
Zakipiała praca w Gdańsku. Rajcowie w pośpiechu