Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/14

Ta strona została przepisana.

nastoletni wyrostek na wojnę moskiewską, a wtedy pod Kłuszynem i Kremlem któż nie podziwiał harców waszej dostojności?!
— Ha! Robiło się, robiło i na bojarach Szujskiego i na Szwedach! — zawołał pan Bąk-Lanckoroński. — Ale widzę, że z waści to też wojak nie od wczoraj! Gdzieżeś to zarobił ową bliznę przez całą gębę?
— Pod Cecorą...
— Jakto pod Cecorą? Przed ucieczką niekarnego wojska, czy... — pytał, lecz nie skończył, bo Haraburda przerwał mu ponurym głosem:
— W ostatniej bitwie z Iskander-baszą, gdy śmiercią waleczną a męczeńską poległ hetman koronny... Wszyscy trzej byliśmy tam i po klęsce przebiliśmy się z trudem...
— Z kości jego niech powstanie mściciel! — szepnął kasztelan z ciężkiem westchnieniem.
— Takim był testament hetmański przed bitwą cecorską, gdy pospolite ruszenie i kwarciane chorągwie opuściły obóz — dodał Dubissa Kraczak. — Byłem wtedy przy hetmanie, jako ordynansowy towarzysz, i na własne uszy słyszałem...
— My już dawno myślimy tam u siebie na Inflantach o czasie, gdy zjawi się mściciel za krzywdy, czynione Rzeczypospolitej. Siedzimy jak borsuki w norach na pograniczu i bronimy się! — mruknął Mzura.
— Gorąco tam u was? — rzucił pytanie kasztelan.
— Jak w ukropie! — odparł Haraburda. — Posiadłości nasze objęliśmy zaraz po wojnie moskiewskiej i te dziesięć lat szabli z garści nie popuszczamy! Moskwa nasyła nam hajdamaków i watażków, a w tych bandach służą ludzie z drużyn wojewodów pskowskich.