Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/153

Ta strona została przepisana.

kupcy gdańscy spojrzeli na zatokę, zdziwili się, nie widząc okrętu, i po języka do pani Wandy udali się niezwłocznie.
— Odpłynął, — odpowiedziała na pytania burmistrza i rajcy Henryka Wendlanda, — a dokąd, tego nie wiem, bo nic mąż mi nie mówił.
Wiatr dął posmyczny, wschodni, więc brygantyna szybko doszła do Kołobrzegu, gdzie spotkano kilka dużych łodzi rybaków brandenburskich, wiozących śledzie. Jednak płynęli rybacy na północ, w stronę Bornholmu, więc szyper Muża z pięciu majtkami dobił do nich w szalupie i wziął na spytki. Rybacy tedy wskazali jednego ze swoich, który po niemiecku nie gadał. Stawiony przed komendantem pod lufą pistoletu wyśpiewał, że miał rozkaz zakupić ryby i w Bornholmie na okręty szwedzkie ładować.
Szweda zamknięto w plichcie na sztabie, rybaków umieszczono na jednej łodzi, a resztę zatopiono.
— A pamiętać mi, — mruczał do wystraszonych niemieckich łowców ponury Muża — że, gdy wtóry raz ucapimy — obwiesim na obajach! Na wodę tera! Hyz!
Zbliżając się do Szczecina, pan Haraburda skradał się, jak wilk do stada. Rycerz przypomniał sobie życie zagończyka z Dzikich Pól, gdy to podchodził ordyńców i watahy hultajskie.
— Bieżna, zwrotna nasza „Zjawa“! — mówił do Kubali i Muży rycerz, z zachwytem patrząc na wydęte żagle. — Z taką, to jak z bachmatem uczonym można wpadać na wroga, niby sokół na dzikie kaczki.
Na „Zjawie Morskiej“ po raz pierwszy w świecie domyślono się sposobu ukrycia okrętu, chociażby pły-