Usłyszana została w niebiosach modlitwa żony rycerza, bo gorąca była ta modlitwa i w głębi czystego, miłującego serca, troską i boleścią wykarmiona.
Pan Haraburda wężowym szlakiem sunął ku Sztokholmowi, w dzień zapadając do mrocznych fiordów, a w nocy — wartem biegnąc na północ. Wpobliżu Nykoping napadł na dwie galery szwedzkie z rajtarją i końmi i potopił, nikogo nie żywiąc; zaczaiwszy się w ciemnych wiągach tuż przed Sztokholmem, topił przez trzy dni szonery, zugi i szmagi, zwożące materjały wojenne do głównego obozu. Bez liku wyniszczył tego pływającego drobiazgu rycerz, a Szwedzi, wiedząc, że Polska na morzu pozostaje bezbronna, byli spokojni i nic ich nie trwożyło.
Nareszcie „Zjawa Morska“ pewnej nocy stanęła przed wejściem do zatoki Sztokholmskiej.
— Dyć to szwedzka stolica nowa? — szepnął do szypra jeden z okrętników.
— A no — spokojnie odparł Muża.
— Pobieżymy tam, cy nie pobieżymy? — pytał dalej ciura.
— W tem głowa komendanta! On myśli, nie ty i nie ja! — powiedział szyper.
— A jak myślicie? — nacierał majtek.
— Myślę, co ja tobie ziebra połamię, jeżeli szczekać nie ustaniesz! — mruknął szyper.
Rozmowa się urwała, bo na pokład wszedł pan Haraburda i, oparłszy się o zastawidło burtowe, wpił oczy w ciemną dal.
Była księżycowa, jasna noc. Morze skrzyło się od drobnej posiewy, gdyż na fale padały leniwe i ciężkie promienie miesiąca, a z toni wypływały, zapalając się
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/179
Ta strona została przepisana.