Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/222

Ta strona została przepisana.

Juan Marlinez de Recalde, syn nieszczęśliwego Don Juana, który brał udział w bitwie „Niezwyciężonej Armady“ króla Filipa II! — rzekł komendant „Van Fliessena“.
Gościa zaproszono do bogato przybranej biesiadni, gdzie przy kubkach wina prowadzono przyjacielską pogawędkę, gdyż obaj cudzoziemcy, jako starzy żeglarze, po niemiecku płynnie mówili.
Pan Władysław Haraburda nie wiedział wtedy, kogo ma przed sobą, a byli to ludzie znamienici, o których kronikarze zwoje pergaminu zapisali.
Jan Koen, dowódca floty holenderskiej, zdobył dla swojej ojczyzny wyspy Sundajskie i, odparłszy nieprzyjaciół, bogatą kolonję założył.
Hiszpański żeglarz, don Juan Martinez de Recalde, nietylko był synem wielkiego morskiego wodza, lecz i sam do Ameryki pływał wielokrotnie i świat dokoła trzy razy obiegł.
— Zdziwi waszmość pana, że my tu dwaj żeglarze krajów, o panowanie nad morzami spór toczących, kielichami się trącamy przyjaźnie? — spytał Jan Koen, na polskiego komendanta patrząc wesoło. — Pono jest to dziwna rzecz, a tymczasem my nieraz na oceanach ryzę sobie przecinaliśmy, a w ciężkiej potrzebie z pomocą szliśmy chętnie. Don Juan poratowanie mi dał, gdy podczas orkanu okrutnego niemal tonąłem na oceanie Indyjskim, ja zaś jego galerę wyrwałem z rąk korsarzy, mających swoje gniazdo zbójeckie w Bizercie. Tak od tego czasu, za każdem spotkaniem, trącamy się kielichami przyjaźnie.
— Oby waszmościowie spotykali się tak jeszcze długie lata! — rzekł pan Haraburda. — Bo przyjaźń to