Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/247

Ta strona została przepisana.

łopatami, pieszniami, czekanami, koszami do noszenia ziemi i — alem ghela z Leckistanu rozpoczął kopanie jeziora.
Ciężka to była praca, bo gleba była kamienista, jako że powstała z rozpadków wysokich gór, co na południe skrzyły się bielą śniegu na szczytach.
Wznosił się tam Atlas niebotyczny i wieczorami dyszał świeżością rzeźwiącą, kojąc znużone skwarem ciała ludzi.
Pan Haraburda, ku wielkiemu zdumieniu Maurów, zażądał prochów i zaczął wysadzać w powietrze, rwać na dziarg twardą ziemię i zwały kamieni; narychtował duże kołowroty, postawił stocznie, łojem baranim wysmarowawszy deski, któremi się ślizgały poza mury Agwedalu duże kamienie i skrzynie z ziemią, pobudował nieznane tu wozy na kołach, a mocarne wielbłądy ciągnęły je, wywożąc piasek i żwir.
Sam Azis-es-Rahman w otoczeniu świty i haremu raczył przybyć, aby przyjrzeć się szybko postępującej robocie i niewidzianym dotąd konceptom.
Pan Haraburda dziwił się sam sobie, że tak pędził z wykończeniem jeziora.
Coś krzyczało mu w duszy:
— Śpiesz się! Śpiesz się!
— Będę się śpieszył! — odpowiadał na ten niepojęty zew. — Dla ciebie, Wandko moja, śpieszyć się będę!
Wstawał więc po nocach, oglądał roboty i myślał nad tem, jak sprowadzi wodę do wykopanego jeziora? Obchodził więc rycerz cały Agwedal i głowił się srodze. Spostrzegł wkrótce, że w ogrodzie rozrzucone były liczne studnie. Zapamiętał to sobie dobrze, zro-