Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/277

Ta strona została przepisana.

trząc na pana Haraburdę. — Kot i szperka! Ha! Otóż exemplum! Gdybyśmy mieli siła drobnych statków wodnych, chocia naszych bajdaków, czajek i dłubanek, czyżbyśmy nie znaleźli śmiałka animi audacis, który w nocy poprowadziłby je na okręty szwedzkie i napadł? Hę?
— Jabym się tego podjął, wasza dostojność! — rzekł rycerz.
— Wiem to i non dubito! — odparł pan Koniecpolski. — Łodzi i czółen wszelakich uzbierałoby się tu i ówdzie, jeno, mopanku, gdzie znajdziemy owych zuchwalców, strateńców, co za tobą w ogień i wodę pójdą? Tego nie znajdziesz, mopanku, bo lud tu uczciwy, pobożny i potulny, ja ci powiadam, mopanku!
— Na taką imprezę to kozacy najpierwsi... — wtrącił rycerz.
Mihi id in animo est! — zawołał hetman, uderzając dłonią w stół. — Myślę o tem w dzień i w nocy, mopanku, jak owy somnambula łażąc po kwaterze! Słuchaj-no, mopanku, dam ja ci pismo do panów ukrainnych i wojewody ruskiego, o moich zamiarach powiadomionych, a ty na swoją rękę zaciąg czyń z ludzi ochotnych, lafę obiecując znaczną i zdobycz znakomitą. Bierz hultajstwo, watażków bylejakich, lipków, aby ludzi odważnych, zuchwałych i łupu chciwych, a prowadź ich Dnieprem, Prypecią, Bugiem i Wisłą do Prus Królewskich! Wykoncypuję ja na dobitkę, mopanku, do hetmana kozackiego Doroszeńki epistolę łaskawą, a on, ja ci powiadam, pomoc ci da. No, jakże, mopanku, deliberujesz?
— Prawdę rzec, wolałbym na brygantynie pływać, lecz pojadę, boć ta sprawa pali! — odparł pan Hara-