Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/36

Ta strona została przepisana.

byczną. Tak się to i uzbierało, a jest tego na całą zacną chorągiew!
Pan Haraburda podparł się w boki i z dumą oglądał swój zasobny lamus.
Obory, śpichrze, odryny, stajnie, masztarnia, domy dla czeladzi dworskiej — wszystko było do obrony i oblężenia przysposobione. Wszędzie stały duże stągwie, pełne wody, na wypadek ognia, gdy nieprzyjaciel wypuszcza płonące smolne pociski i strzały; na narożnikach wałów tkwiły na wysokich palach czatownie.
Wszędzie czuła młoda dziedziczka wojnę, lecz jednocześnie wielki dostatek, przezorność i jeszcze większy ład.
Powrócili do dworu i zaczęli zwiedzać sadybę. W sieni obszernej z murowanym kominkiem, gdzie paliły się duże kloce smolnych korzeni, z pułapu zwieszał się dziesięcioramienny srebrny pająk ze świecami z żółtego wosku. Na ścianach widniały rogi jelenie, żubrowe, czaszki odyńców, skóry niedźwiedzie i wilcze. Szerokie drzwi o dwóch wierzejach prowadziły do świetlicy, gdzie przy blaskach zimowego słońca pieściły oczy gładko strugane i woskiem przytarte do gładkości stoły Kazimierzowskie, ławy na grubych, kulistych podstawach, o rzeźbionych oparciach zydle i od niedawna sprowadzane z Gdańska i Rygi do domów polskich fotele, skórą czerwoną i aksamitem wyścielane. Dwa duże mosiężne, pięknie wygięte pająki i świeczniki, stojące po rogach izby, służyły do oświetlenia. Na ścianach porozwieszane były drzeworyty gdańskie, arasy, pasy złotogłowia tureckiego i innych tkanin cudzoziemskich, a nad