wań tak ochoczych, że aż służebne i pachołkowie wiwatować zaczęli.
Rozradowany dziedzic tańczył, a oprzytomniał dopiero wtedy, gdy stary Maciej, co kasztelanowi, panu Michałowi, jeszcze służył, zapytał:
— Może z moździerza huknąć?
— Hukniesz, Macieju, ale za miesiąc! — zawołał pan Haraburda.
Istotnie minął miesiąc, a cały majdan Lipkowszczyzny zatłoczył się saniami zwykłemi i takiemi, na których ustawiano karoce, brykami, wózkami i pospolitemi dryndulkami, końmi, tobołami, bulzami, jukami, z uwijającymi się dokoła hajdukami, forysiami, pachołkami i inną czeladzią w barwach i bez barw.
Na zew lubianego powszechnie rycerza goście tłumnie zjeżdżali ze wszystkich stron. Przybyli możni kurlandzcy Mohlowie i Komarowie, witebszczanie Sapiehowie i Korsakowie bez liku, co spowodowało gadkę, że „co krzaczek — to Korsaczek“, senjor osadników — jowjalny a złotego serca Bohdan Marcinkiewicz, Stulgińscy Czarni i Biali, barczyści, mrukliwi Kiełpszowie; rudzi, jak płomienie, bitni Mohuczowie; Mzurowie, wszystkich na Inflantach wzrostem i siłą przewyższający; weseli i rubaszni Lisowie z pod Lucyna, przezwani „skrzatami kresowemi“, bo klęskę i postrach wśród hołoty, nasyłanej przez ruskich bojarów, szerzyli; Rożnowscy — mężowie stateczni; Nowkuńscy, co gnieździli się koło Siebieża i chłopstwo białoruskie do ładu i prawa naginali; Dubissa-Kraczakowie i Jurgiełty, co przybyli tu z Litwy, straszni w pojedynku, a zaczepni i do waśni skorzy; poważni i przemyślni Niedźwieccy, pierwsi do rady
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/39
Ta strona została przepisana.