Nie będzie to jazda po karkach tałałajstwa. Na rajtarach grafskich spróbujemy, czy nie stępiały brzeszczoty szabel. Oj, chwała Ci, wielki Boże! Obawialiśmy się, że ugniesz kark przed wolą króla!
— Quidquid delirant reges, plectuntur Achivi — odpowiedział pan Władysław. — Król krzywdę na mnie obmyślił niemądrze, a ja ją odbiję na skórze szwedzkich pachołków!
Gdy o postanowieniu dziedzica z Lipkowszczyzny dowiedziała się szlachta, powstał huczek niemały, a w karczmie, odległej o dwie mile od Rzeżycy, ubyło sporo wódki gdańskiej, lubelskiej alkiermesówki i gorzkiego, chłopskiego piwa-cieńkacza.
Działo się to we wtorek o zmierzchu dnia, a w sobotę o świcie, zaczajeni w zagajnikach rycerze i czeladź zbrojna, przyglądała się, jak pan Wacław Mzura, broniący Lipkowszczyzny, spuścił most zwodzony i grzecznie rozmawiał na wale z posłańcem grafa Magnusa, który tymczasem ustawiał spieszonych rajtarów do bitwy.
Poseł odjechał, a most zwodzony natychmiast podniósł się na łańcuchach, niby wierzeja potężnej bramy. Długo trwała cisza, aż zdaleka rozległo się granie trąbek i drabanci szwedzcy ruszyli do szturmu, gęsto strzelając.
Pan Wacław przypuścił ich do fosy i tu dopiero żygnął ogniem rusznic i hakownic, rykiem ich pokrywając wrzaski napastników i jęki rannych rajtarów. Potrzykroć szli Szwedzi do ataku i potrzykroć Lipkowszczyzna szczerzyła kły, ryczała, targała powietrze hukiem swoich armatek i złośliwem trajkotaniem rusznic, które gadały i chichotały niby rozwścieczone,
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/53
Ta strona została przepisana.