Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/59

Ta strona została przepisana.

— Nie znasz tego barona? Co zacz za człowiek?
— Rozpowiadał mi o nim moc dobrego Henryk Mohl, mój wojenny druh. Palenowie z Mohlami, gdy oba rody do Mieczowców jeszcze należały, w przyjaźni żyli i potomkom przekazali ją na wieczne czasy. Ale oto zbliża się baron — jego samego o wszystko wypytać możemy!
Baron Ralf Palen, rozrosły, chociaż chudy, niby z lin mocnych upleciony, szedł do swoich gości od wysoko nad wodą podniesionej sztaby brygantyny. Uśmiechał się zdaleka i powiewał szerokim kapeluszem skórzanym, zwykłym dla ówczesnych żeglarzy.
— Obyśmy w pomyślną godzinę rozpoczęli wspólną pracę dla dobra Rzeczypospolitej, którą jako lennik z serca miłuję! — rzekł, podchodząc do gości.
Mówił po niemiecku, lecz pan Haraburda, długo mieszkający z ojcem w Kurlandji, władał tą mową, a pani Wanda z domu od cudzoziemskich nauczycielek nabrała znajomości różnych języków.
— W każdej sprawie pro bono et potentia Rzeczypospolitej będę waszmość panu, mości baronie, wiernie sekundował — odparł rycerz.
— Chciałem zapytać waszmości, czy dobrze ukryłeś swoją majętność przed mściwą ręką Zygmunta Wazy? — spytał baron.
— Nad włościami pieczę mieć będą staranną towarzysze wojenni, panowie Dubissa-Kraczak, Mzura i Lisowie, którzy najbliżej naszych posiadłości przebywają — rzekł pan Władysław. — Co zaś do srebra, złota w monetach i różnych rzeczach, a także klejnotów oraz droższych divitias, to takowe na przechowa-