Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/62

Ta strona została przepisana.

bo nasz król wciąż ręką, odtrąconą pod Linkoeping, po koronę Szwecji sięga.
— Wojna ta jest w toku! — szepnął Palen. — Już armata wodna ładuje rynsztunek potrzebny, a do nadmorskich miast ściągane są wojska. W tej wojnie Gustawowi-Adolfowi pomagać będzie Jerzy-Wilhelm, książę pruski. Polska musi stracić Inflanty i — dostęp do morza.
— Przebóg! Najwięksi statyści marzyli o polskiem morzu i dla tej racji na tron polski Zygmunta wprowadzili, aby Szwecję za sojusznicę mieć, a on, król nasz, z sojusznicy wroga uczynił i ku klęsce utraty morza nas popchnął! Gore nam! Azali nie przyjdzie poratowanie dla miłej ojczyzny, o, wielki, miłosierny Boże!
Pan Haraburda wypowiedział te słowa z taką siłą i bólem, że aż zbladł, usta ma zadrżały a na groźne oczy spłynęły łzy.
Wtedy baron Palen pochylił się do ucha rycerza i szepnął dobitnie:
— Jest jedna droga poratowania, tylko jedna! Pozbyć się Zygmunta Wazy...
— Jakto, waść, rozumiesz?
— Szlachta, kochająca ojczyznę, posiada broń... — szepnął znowu baron.
— Nowy rokosz? Dość złego już nawarzył Zebrzydowski! — zawołał pan Haraburda.
— Poco rokosz? To duży zgiełk i rzecz niepewna! — przejmującym szeptem ciągnął Palen. — Zamach... dwóch, trzech ludzi i... koniec! Gustaw-Adolf marzy nie o Polsce, lecz o koronie cesarskiej Niemiec i, gdy od polskiej strony nic mu grozić nie