życia! O, ja nienawidzę Zygmunta Wazy i dokonam zemsty... dokonam, gdy nastąpi czas!
— Toż to waćpan przy takiej invidia do osoby króla, nie możesz Rzeczypospolitej wiernie służyć? — szepnął pan Haraburda.
Baron Palen wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu i, zmrużywszy oczy, rzucił pytanie:
— Czy waść bardzo kochasz swego króla? Króla, który za twą wierną służbę ojczyźnie lubego cię domu pozbawił, ognisko twe zagasił i na tułaczkę wraz z ukochaną małżonką rzucił? Odpowiedz!
— Nie lubię króla... — rzekł ponuro rycerz. — Jednak zemsty nie knuję i pamiętam, że patria — suprema res, której służyć jestem gotów i szlacheckim honorem obowiązan summo tempore!
— Christ! — wykrzyknął baron. — Ja czuję też po myśli waści i jeszcze bardziej szczęśliwy jestem podejmować go u siebie, i tu — na tej brygantynie i w moim zamku — na Filsandzie!
Z siłą potrząsnął rękę rycerzowi i odszedł ku rufie, skąd wkrótce doniosły się słowa gromkiej komendy okrętowej.
Niepokój ogarnął rycerza. Jakieś niewyraźne przeczucie niebezpieczeństwa, nieraz dobrze doradzające wojownikowi i przestrzegające w godzinie ciężkiej potrzeby, dręczyło go. Długo rozmawiał z panią Wandą, rozważając każde słowo barona Palena i zastanawiając się nad swoim losem.
— Będę ostrożny i przebiegły, jak lis! — mówił do żony pan Haraburda. — Słuchać będę, patrzeć i węszyć, aby nic nie uszło przede mną! Nie wiemy, co zamyśla baron...
Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Pod polską banderą.djvu/64
Ta strona została przepisana.